Byliśmy w Muzeum Emigracji w Gdyni! Jest świetne, jestem bardzo pozytywnie zaskoczona! Chcę Wam powiedzieć – jak będziecie w Gdyni, pamiętajcie, by wyjechać z centrum i zaplanować sobie czas w tym miejscu. Spodoba się i Wam, i Waszym dzieciom. My spędziliśmy tam 2,5 godziny, choć planowałam ok. 45 minut. Czekała nas tam masa atrakcji!
Temat emigracji jest mi bliski. Socjolog czasami tak ma i takie tematy bardzo go interesują, ba, nawet o współczesnej migracji wspominałam w swojej pracy magisterskiej, toteż do Muzeum Emigracji zabrałam dzieciaki krótko po jego otwarciu z lekką nutą niepewności, czy jedyną atrakcją dla nich tego dnia to nie będzie przypadkiem jazda kolejką i autobusem.
Teraz z ręką na sercu mówię, to było bardzo udane popołudnie. Dzieciaki były bardzo zadowolone. Zaczęło się od dojazdu kolejką (do przystanku Gdynia Stocznia, polecam zwrócić uwagę na plansze z ekspozycją o grudniu ’70), potem krótka jazda autobusem między magazynami i bocznicami kolejowymi i jesteśmy już na Nabrzeżu Francuskim. Ulica Polska 1. Nad samym morzem. Okolica niezbyt piękna, za to budynek- prawdziwa perła gdyńskiego modernizmu i naoczny świadek wielu rozstań, ponieważ to właśnie stąd odpływały statki transatlantyckie z Batorym na czele.
W środku budynek imponuje przestronnością, jakie ma piękne, przestrnne i reprezentacyjne schody!
Od razu wspomnę, że byłam z wózkiem i sympatyczny pan ochroniarz zaraz skierował mnie do windy, nie zmienia to faktu, że schdy robią wrażenie. Dalej też wszędzie spokojnie i komfortowo poruszałam się po muzeum razem z maluchami.
Po przekroczeniu progu ekspozycji słychać brzmienie Mazurka Dąbrowskiego, który wprowadza nas w świat emigracji najpierw rozbiorowej, następnie przemysłowej, później spowodowanej działaniami wojennymi itd., aż do czasów współczesnych. Pokazywane są główne kierunki migracji (Europa, Stany Zjednoczone, Kanada…) i zajęcia emigrantów- np. praca przy wyrębach lasów czy w Brazylii, praca w rzeźni.
Muzeum przepełnione jest nowoczesnymi multimediami. Naprawdę mało jest tradycynych gablot wystawiennicznych.
Filmy wyświetlane z rzutnika, w kilku miejscach spokonie mżna usiąść lub się płzyć na wygodnych pufach i posłuchać. Nie ukrywam, że suwanie palcem po tabletach bardzo podobało się Kasi.
Pokazywałam jej np. statki (Batory), a do słuchawek (w kilku miejscach) leciała co sił w nogach. Nie wszystkie nagrania były włączone, a szkoda. Na pewno można posłuchać i muzyki emigrantów, czasem jakiejś historii. Bez bicia przyznaję się, że trochę nagrań omijałam, bo stety- niestety Kasia miała inne tempo zwiedzania, ale wiele detali nie umknęło jej uwadze (chćby odpływ w rufie statku).
Nie wszystko też przeczytałam, ale akurat na to mam sposób- szybkie zdjęcie tekstu i doczytam w domu.
Czasem wyświetlane są filmy. Od kultowych „Samych swoich” (wszak część rodziny za Oceanem), po rzeczywistą pracę Polaków za granicą. Duża część ekspozycji poświęcona jest Stanom Zjednoczonym. Ten american dream… i inne marzenia Polaków- podróże, długo, oj bardzo długo Polakowi niedostępne. Część wystawy poświęcono Gdyni i Dworcowi Morskiemu- przecież stąd emigrowały setki tysięcy osób (warto doczytać na planszach). Na wystawie można też zobaczyć największą na świecie makietę statku pasażerskiego. Batory - szkoda, że "pocięto go na żyletki". dziś przecież obok Daru Pmorza, Błyskawicy i Sołdka mógłby być wizytwką Trójmiasta.
Muzeum jest czynne dopiero od kilku dni. Pachnie nowością. Dosłownie, w niektórych miejscach czuć jeszcze świeżą farbę. Każdy detal starannie przemyślano. Są wagony kolejowe i klasy Lux i te, którymi deportowano Polaków, jest rufa statku przez którą się przechodzi, trzypiętrowe prycze w statku (bodajże trzecia klasa). Jest budka telefoniczna (czyli coś, co ja pamiętam z ulic i poczty, dla Kasi to nowość).
i kultowy Maluch (oraz to, co przemycano nim wracając z zagranicznych wyjazdów).
Makieta pokładu samolotu…
Można samodzielnie porównać czas trwania pdróży i sprawność środków lokomocji.
Są szeroko rozumiane wspomnienia związane z emigracją – na przykład z dostawanymi paczkami, na które czekano w kraju. My paczki też czasami dostawaliśmy oczywiście od wujka z Ameryki. Kiedy pomarańczowy żuk pocztowy wjeżdżał na ulicę… to było wydarzenie!
Teraz kurierzy nie budzą już takiego entuzjazmu.
Jest też sympatyczny taras widokowy i taras z uwaga… przeszkloną podłogą (zobacz, co się dzieje wiele metrów pod Tobą), restauracje z widokiem na basen portowy. My mieliśmy to szczęście, że oglądaliśmy wyjście z portu statku towarowego. Dodatkowa atrakcja w ciepłe, słoneczne popołudnie.
Na koniec najważniejsza informacja dla rodzin z dziećmi. Jest toaleta z przewijakiem i sala zabaw dla dzieci z wieloma książeczkami o podróżach. Strefie Małego Podróżnika poświęcę oddzielny wpis. Ale jedno chce wam powiedzieć- Muzeum jest atrakcyjne takżedla dzieci. Jedźcie, oceńcie sami. My jeszcze tam wrócimy.
Ps. Wszyscy wiemy, że podróże kształcą. Maluszkowe inspiracje w swojej akcji mają więcej pomysłów na to, co warto zwiedzić w innych częściach kraju